Jesteśmy w domu. Fab w pracy, a ja w ferworze prania, rozpakowywania drobiazgów, przeglądania zdjęć. Udało nam się wczoraj uszczuplić zamrażarkowe zapasy, obejrzeć kilka odcinków HOUSE’a, ja skończyłam kolejny szydełkowy komin, a Fab rysunek piwa z samolotu, wieczór jak wieczór. W naszych czterech kątach. Na poduchach, które sami uszyliśmy, w otoczeniu naszych bibelotów, z ulubionym kubkiem ulubionej herbaty. A jednak. Taki cichy poranek jak teraz, pozornie nic ważnego do zrobienia, ciche mieszkanie, ezan za oknem, a mi nigdy nie było tak ciężko wracać z domu do domu.
rozumiem Cię doskonale. Ja nie wyobrażam sobie wyprowadzki na taaaaką odległość :)
ściskam!
bo tak naprawdę to masz 2 domy i to trudno tak na odległość
heh no czekamy niecierpliwie na wynalazek teleportacji :)